Zdecydowanie nie był to dla mnie wakacyjny miesiąc, pomimo tego, że wyjechałam na dobrych kilka dni w góry. Lipiec dał mi kolejnego pozytywnego kopa w tyłek.. Było i zwycięstwo i pierwszy start na 10km 🙂
Zacznę od tego, że z nogą jest wszystko okej. Nic mnie nie zabolało na żadnym treningu więc uśmiecham się od ucha do ucha. Ze statystyk lipcowych wyszło, że w miesiącu łącznie miałam 354km. Oczywiście była też szybkość, siła, długie wybiegania czy dłuższy bieg ciągły.
Drugi start po kontuzji i zwycięstwo
Początek miesiąca i od razu start na 3,5 km w Suwałkach. Emil chciał wystartować w biegu głównym, więc, żeby nie jechać na darmo postanowiłam, że wystartuję w biegu towarzyszącym. Nie ukrywam, że stresowałam się startem, bo chciałam wypaść dobrze. Po starcie ustawiłam się za dziewczyną, która objęła prowadzenie. Nie było mi łatwo bo pierwszy kilometr pokonałyśmy w około 3:34/km więc dla mnie było to dość szybkie tempo. Przestraszyłam się, że nie dam rady jej przytrzymać jeśli dalej będzie biegła w takim tempie. Na moje szczęście zaczęła biec coraz wolniej i po chwili byłam już na prowadzeniu. Utrzymałam je do końca i szczęśliwa przekroczyłam linię mety jako pierwsza! Fajnie było znowu poczuć smak zwycięstwa i przypomnieć sobie jak to było kiedyś 😉
Obóz
Zaraz po Suwałkach wyjechałam na 10-dniowy obóz do Szklarskiej Poręby. Nie trenowałam tam jak zawsze dwa razy dziennie. Jeden trening po reglach wystarczająco dawał mi w kość. Jadąc tam miałam za zadanie delikatnie podbić kilometraż i to mi się udało. Nie robiłam tam żadnych mocnych jednostek, na to jeszcze jest za wcześnie. Wpadły dwa długie wybiegania czyli 16 i 18km. Przeplatalam trening siłą biegową i rytmami. Pod koniec obozu udało mi się zrobić 8km biegu ciągłego po 4:21/km. Sama zaskoczyłam siebie tym treningiem, bo miałam biegać to wolniej 😉 Także wszystko idzie w dobrym kierunku. Po obozie jechaliśmy bezpośrednio do Lęborka na Bieg Św. Jakuba. Na początku nie miałam zamiaru tam biegać, ale zmieniłam zdanie.
Pierwszy start na 10km po kontuzji
Bieg w Lęborku to bieg, w którym biegam odkąd pamiętam. Dlatego zmieniłam zdanie i postanowiłam, że wystartuję. Miałam pewne obawy, bo upał w Lęborku nigdy nie pomagał uczestnikom a ja chciałam zaprezentować się najlepiej jak tylko mogłam. Nie liczyłam na złamanie 40 minut. Chociaż i tata i Emil mówili mi, że po tym ciągłym jaki biegałam w górach powinnam się zakręcić koło tego wyniku. Na biegu cierpiałam niemiłosiernie. Po pierwszej pętli Kaja (moja młodsza siostra) krzyknęła mi, że lecę 17. Szkoda, że nie widzieliście wtedy mojej miny 😀 Ja nigdy tak daleko nie byłam… Biegłam cały dystans w granicach 4:05-4-10. Ostatni kilometr udało mi się skończyć w 3:40! I rzutem na taśmę zmieściłam się w pierwszą dziesiątkę. Czas jaki uzyskałam to 40:39 więc faktycznie przy dobrym biegu i fajnej pogodzie jestem w stanie biegać poniżej 40 minut. Organizm powoli przypomina sobie to co było kiedyś i to mnie bardzo cieszy 😄 Więc ten start uświadomił mi że ja na prawdę mogę na jesień biegać to co w zeszłym roku i ja będę starała się do tego dążyć!
Teraz w planach mam start na 5km w Gdańsku na Biegu Św. Dominika, a później znowu jadę do Szklarskiej Poręby 😍